Pielęgnujecie swoją skórę z wielką starannością i stosujecie preparaty polecone przez specjalistę, a Wasza cera wciąż się buntuje? Mimo uporczywego oczyszczania wciąż pojawiają się na niej nowe niedoskonałości i wypryski? Wyobrażam sobie Waszą frustrację! Odłóżmy jednak na chwilę na bok tupanie nogami i zastanówmy, co możemy z tym zrobić. Na pewno większość rzeczy robicie dobrze, wystarczy tylko popracować nad detalami. Oto drobne błędy siejące wielkie spustoszenie...
Nie tykać!
Będę powtarzała to do znudzenia, ale nie dotykaj swojej twarzy! Wyrobienie sobie nawyku trzymania rąk z daleka jest okropnie trudne, ale i okropnie ważne. Pomijając fakt, że dotykając i drapiąc skórę zaburzamy procesy regeneracji, to na owych rękach jest mnóstwo, ale to m n ó s t w o bakterii. Na mnie też tego typu zdania nie robiły wrażenia, aż do czasu, kiedy to pewnego pięknego dnia na zajęciach z mikrobiologii zobaczyłam pod mikroskopem stado okazałych bakcyli gronkowca złocistego. Gronkowiec mieszkający na Waszych dłoniach z przyjemnością odwiedzi Wasz policzek i z pocałowaniem ręki wejdzie w każde nawet najdrobniejsze zadrapanie, pozostawiając w podziękowaniu stan zapalny. Jeżeli musicie dotknąć twarzy, to umyjcie ręce. Tak więc przed myciem twarzy myjemy ręce! Przed dokładnymi oględzinami twarzy w lustrze- myjemy ręce. Przed regulacją brwi, myjemy ręce (i dezynfekujemy pęsetę)!
Ps. To samo tyczy się mycia czy nitkowania zębów:)
Przerobiliśmy mycie rąk, a teraz zagadka...
Co ma styczność z Waszymi dłońmi i twarzą kilkadziesiąt razy w ciągu dnia, ma na sobie warstwę potu, kurzu, resztek kremu i podkładu?
Tadam- Wasz telefon. Czy prywatny, czy co gorsza, przekazywany z rąk do rąk-służbowy. Każdy telefon należy dezynfekować conajmniej raz dziennie. Użyjcie do tego antybakteryjnych chusteczek lub zaaplikujcie niewielką ilość preparatu do dezynfekcji na chusteczkę i przetrzyjcie ekran.
Materiał na infekcję
Do osuszenia świeżo umytej twarzy najczęściej używamy materiałowego ręcznika. Nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że owy ręcznik wymieniamy z odpowiednią częstotliwością. Wilgotny materiał wiszący w parnym pomieszczeniu jest prawdziwym siedliskiem bakterii. Klasyczny ręcznik możemy zastąpić jednorazowym, bawełnianym podkładem. Do osuszenia twarzy świetnie sprawdzi się też ręcznik papierowy, pod warunkiem, że używanie go wykonując tak zwane ruchy „stemplowe”, nie trąc nim po skórze. Jeżeli nie chce Wam się bawić w jednorazówki, wygospodarujcie sobie ręcznik używany wyłącznie przez Was i wyłącznie do twarzy. Nie dzielmy się nim z mężem lub co gorsze nie częstujmy nim gości, by wycierali sobie nim ręce.
Warto zwrócić również uwagę na Waszą poszewkę od poduszki. Podczas snu gromadzi się na niej wiele kurzu i brudu zarówno z otoczenia, jak i z naszego naskórka. Nie daj Boże dorzucić jeszcze do tego niedomyty makijaż. Zakładam jednak, że żadna z Was nie popełnia tego grzechu. Absolutnie nie sugeruje codziennej zmiany poszewki, warto jednak robić to regularnie. Poza tym kto nie lubi spać w czystej i świeżej pościeli?
Ważne „co” , ale i ważne „jak”
Możemy zainwestować w świetny kosmetyk i stosować go zgodnie z zaleceniem producenta, a i tak pojawiają nam się nowe wypryski. Jakiś czas temu zaczęłam oglądać na youtube recenzje kosmetyków jednej z moich ulubionych marek. Serum ze świetnym składem, w wygodnym opakowaniu z pipetą dozującą produkt. Higienicznie i ekonomicznie- pomyślałam. I widzę jak dziewczyna dozuje odpowiednią ilośc serum pipetą i… rozsmarowuje serum TĄ ŻE PIPETĄ po całej twarzy, po czym wkłada ją z powrotem do buteleczki. Oto co się zadzieje: serum z zanieczyszczeniami z naszej skóry zostaje szczelnie zamknięte. Mikroflora inkubuje się do następnego użycia. Sami sobie zgotowaliśmy ten … pryszcz. A morał z tego taki: dbajmy o higienę naszych produktów pielęgnacyjnych tak samo jak o naszą własną. Nie dotykajmy do twarzy końcówkami dozującymi, niezależnie czy jest to ta nieszczęsna pipeta, czy pompka kremu. Jeżeli wybraliśmy krem w słoiczku, wybierajmy go szpatułką lub chociaż umytą ręką.
Niby pierdoły...
W porównaniu z oceną typu i stanu skóry oraz dobraniem odpowiedniej terapii gabinetowej, czy pielęgnacji domowej, wyżej wymienione przeze mnie sprawy to tylko pierdoły. Pierdoły te niszczą jednak efekty Waszych starań powodując, że tracicie nie tylko chęci do dbania o siebie ale również pieniądze, które w to dbanie inwestujecie. Dzięki osobistym doświadczeniom i praktyce w zawodzie zdążyłam zauważyć, że bakterie bytują wszędzie, a diabeł tkwi w szczegółach.
Comments